440 views, 7 likes, 5 loves, 0 comments, 6 shares, Facebook Watch Videos from Emaus-Przedbórz: Zapraszamy na cykl nagrań z Wieczorów Chwały z zespołem Emaus ;) Owocnego słuchania ;)
Orgon, Marianna, Doryna Doryna wchodzi po cichu i staje niepostrzeżona za Orgonem. ORGON To rozumna odpowiedź. A więc mów w ten sposób, Że nie znasz przyjemniejszych i uczciwszych osób Nad niego, że w twym sercu nosisz jego postać I chciałabyś z mej woli żoną jego zostać. Cóż? MARIANNA Co? ORGON Hę? MARIANNA Jak? ORGON No przecie. MARIANNA Chyba słuch mnie myli? ORGON Jak to? MARIANNA Ja mam powiedzieć, — ojciec chciał w tej chwili, Że czyją w sercu moim mam wyrytą postać, I czyją to ja żoną pragnęłabym zostać? ORGON Tartuffe’a. MARIANNA Nie, w ten sposób ja mówić nie zacznę, Na cóż kłamstwa powtarzać i takie dziwaczne! ORGON Owszem powinnaś mówić prawdę, prawdę całą, Bo ja chcę, by to prawdą dla ciebie się stało. MARIANNA Jak to, ty myślisz ojcze... ORGON Tak jest, córko, myślę Tartuffe’a z naszym domem złączyć przez to ściśle, Więc małżeństwo, gdybyś go za męża przyjęła, Czego pragnę... gdyż ja chcę... spostrzegając Dorynę Skądeś się tu wzięła? To dopiero musisz być stworzeniem ciekawem, By aż tu podsłuchiwać, no, i jakim prawem? DORYNA Doprawdy nie wiem jeszcze skąd się to zaczyna, Lecz to o tym zamiarze nie pierwsza nowina, Już mi ktoś o tym wspomniał, nie pamiętam właśnie Kto; ale uważałam to za prostą baśnię. ORGON Cóż to, wieść niemożliwa? DORYNA I próżno się szerzy, Chociaż pan sam to mówisz, nikt ci nie uwierzy. ORGON Uwierzą mi; jest środek na to dość utarty. DORYNA Tak, tak, my wiemy, że pan mówisz to na żarty. ORGON Żadnych żartów w tym nie ma, to nie jest udanie. DORYNA Strachy! ORGON Tak, moja córko, to się wkrótce stanie. DORYNA Niech panienka nic ojcu nie wierzy w tej chwili, Żartuje. ORGON Ależ mówię... DORYNA Próżno się pan sili, Nikt panu nie uwierzy. ORGON Bo cię mój gniew strwoży... DORYNA Dobrze, już ci wierzymy, ale to tym gorzéj Dla pana. Jak to, pan chcesz by za pańską zgodą Takie rzeczy się działy? człowiek z siwą brodą, Taki jak pan, że się tak powiedzieć ośmielę... ORGON Słuchaj-no, ty tu sobie pozwalasz za wiele, Wiedz o tym, że ja takiej śmiałości nie znoszę. DORYNA Mówmy bez gniewu, panie, o cierpliwość proszę, Czy pan sobie kpisz z ludzi, nawet myśleć o tem, Pańska córka ma złączyć się z takim bigotem! On ma inne zajęcia, pobożne rzemiosło, A potem to małżeństwo cóżby ci przyniosło? Jeśli nawet majątek od pana otrzyma, Toć brać zięcia gołego... ORGON Milcz! jeśli nic nie ma, Stąd zasługi dla niego i szacunku żniwo, Bo jego nędza, pewno jest nędzą uczciwą I każda wielkość na nią chętnie się zamienia. Jeśli pozwolił obrać się ze swego mienia, To dlatego że nie chciał doczesnych dóbr świata, A myśl jego w wieczności przestworzach ulata. Lecz moja pomoc wkrótce tak rzeczy rozstrzygnie, Że wróci do majątku, z kłopotów się dźwignie. Jego dobra są znane w stronach skąd pochodzi, A on sam, jak go widzisz, ze szlachty się rodzi. DORYNA Tak, on to utrzymuje; może prawda, ale Ta próżność z pobożnością nie zgadza się wcale. Kto staraniom o niebo oddaje się cały, Ten z urodzenia swego nie pożąda chwały, Nazwiskiem się nie szczyci w nierozsądnej dumie, Bo ambicja z pokorą złączyć się nie umie. Na co ta pycha?... Widzę, że już się pan złości, Więc o samym już będę mówić jegomości. Pan wyrzuty sumienia miałby nieustanne, Za takiego niezdarę wydać taką pannę. A potem pomyśl-że pan, że w czas bardzo krótki, Z tego małżeństwa jakie wynikłyby skutki? Wiedz pan, że się kobiety cnotę tym naraża, Gdy przeciwko swej woli idzie do ołtarza I kiedy się jej skłonność gwałtem przezwycięża. Cnota żony zależy od przymiotów męża, A wyśmiani, których świat wytyka palcami, Żony swoje tym czym są, uczynili sami I niewierność w tym razie wcale nie jest zdrożna, Gdy męża w żaden sposób pokochać nie można. A kto córkę chce gwałtem przymusić w tej mierze, Ten rachunek przed Bogiem za jej błędy bierze. Pomyśl pan jaki ciężar uczujesz w tym względzie. ORGON A toć ona rozumu mnie dziś uczyć będzie! DORYNA Lepiej byś pan tu rządził idąc za mym zdaniem. ORGON Zostaw ją, moja córko, z jej głupim gadaniem. Co dla dziecka potrzeba ojciec wie najlepiéj, Ten Walery niechaj się od ciebie odczepi; Dałem mu wprawdzie słowo, ale jego wina, Że jest graczem i mają go za libertyna. Nie modli się, w kościele widują go mało. DORYNA Chcesz pan, by nabożeństwa godzinę miał stałą. Po to, by go widziano, ma bywać w kościele? ORGON Proszę cię przestań i tak gadałaś za wiele. Tamtemu niebo sprzyja i łaski ma boże, Jakież bogactwo ziemskie z tym zrównać się może? Wasz związek, gdy otrzymasz miano jego żony, Przyjemnością, słodyczą będzie przepełniony, Życie wam jakby w raju na modlitwie zleci, Jak turkawki będziecie żyć, jak małe dzieci; Nigdy zajść między wami, nigdy kłótni plama, Na koniec zrobisz z niego to, co zechcesz sama. DORYNA Ona to zrobi z niego, że kozłem zostanie. ORGON Oj, to gada! DORYNA Wygląda na to powołanie. Mimo cnoty panienki, ja najmocniej wierzę, Że przeznaczenie jego spełni się w tej mierze. ORGON Przestań-że mi przerywać i przez miłość nieba, Nie sadzaj tam języka, gdzie go nie potrzeba. DORYNA Jeżeli przez życzliwość pańskiej sprawy bronią... ORGON Za wiele życzliwości, nie proszę cię o nią. DORYNA Z przywiązania... ORGON Ja nie chcę. Gdy ktoś nie pozwoli... DORYNA A ja chcę pana kochać mimo pańskiej woli. ORGON Ach! DORYNA Tak czci pańskiej bronię jakby własnej głowy, Nie chcę byś siebie rzucał na pastwę obmowy. ORGON Przestaniesz ty mi gadać? DORYNA To jest obowiązek, Bronić panu, byś córce doradzał ten związek. ORGON Będziesz milczeć ty wężu? bo zuchwalstwa znaki... DORYNA Ach! pan jesteś pobożny i w gniew wpadasz taki. ORGON Bo już mnie w wściekłość wprawia ta historia cała; Każę ci najsurowiej, ażebyś milczała. DORYNA Dobrze, lecz będę myśleć; to pana nie złości? ORGON Myśl sobie, kiedy tak chcesz, ale myśl w cichości. do córki I nie mów ani słowa. Ja wszystko w tej mierze Obmyślałem rozważnie. DORYNA A to wściekłość bierze, Nie móc mówić. ORGON Z urody choć się nie przechwala, Tartuffe jest jednak wcale... DORYNA Tak jest piękna lala. ORGON Przystojny i sympatię obudzić jest w stanie, Jego cnoty... DORYNA Ślicznego mężulka dostanie. Orgon obraca się do Doryny i z rękami założonymi wpatruje się w nią. Gdyby ze mną mężczyzna spełnił taką zbrodnię, Po ślubie karę za gwałt miałby niezawodnie, I zaraz po weselu doszedłby sekretu, Że kobieta ma zawsze pole do odwetu. ORGON do Doryny Więc moja wola za nic tu jest uważana. DORYNA Czego pan chcesz, wszakże ja nie mówię do pana. ORGON A cóż teraz robiłaś? DORYNA Do pana nic a nic, Ja do siebie mówiłam. ORGON Zuchwalstwo bez granic, Lecz wnet je tęgim razem skrócę w sposób znany. przygotowywa się do dania policzka Dorynie i za każdym wyrazem, który wymawia, obraca się do Doryny, która stoi nic nie mówiąc Moja córko, powinnaś potwierdzić te plany, I jeśli wybór męża dla ciebie się zmienia, do Doryny Mów-że co! DORYNA Nie mam sobie nic do powiedzenia. ORGON Tylko słóweczko. DORYNA Ja chcę milczeć. ORGON To nie sztuka, Czekałem tylko słówka. DORYNA Niech pan głupiej szuka. ORGON do córki Na koniec ojca wolę będziesz mieć na względzie, I sądzę, że małżeństwo wkrótce się odbędzie. DORYNA uciekając Ja za niego nie poszłabym za nic na świecie. ORGON po daremnej próbie dania policzka Dorynie Ty zarazę przy sobie trzymasz moje dziecię; Bez grzechu nie mógłbym tu wytrzymać z nią dłużéj, Tak mnie strasznie zmęczyła. Kłótnia umysł nuży, Pali mnie głowa, czuję, mówiłbym od rzeczy, Pójdę — wolne powietrze może mnie Doryna DORYNA Cóż znaczył ten w milczeniu upór nieustanny? Czyż to mnie wypadało przyjąć rolę panny? Ścierpieć by pannie związek radzono szalony, Bez żadnego oporu, bez słówka z twej strony. MARIANNA Przeciwko woli ojca cóż począć w potrzebie? DORYNA Po prostu, taką groźbę odwrócić od siebie. MARIANNA Jak? DORYNA Mówić, że w wyborze gusta same biegą, Więc że dla siebie za mąż chcesz iść, nie dla niego; Ponieważ to dla ciebie ten związek się składa, Więc tobie, a nie ojcu wybierać wypada. Gdy dla niego jest Tartuffe przystojny i młody, To może się z nim żenić bez żadnej przeszkody. MARIANNA Przyznaję, władza ojca przejmuje mnie trwogą, Słowa oporu z ust mych wyrwać się nie mogą. DORYNA Rezonujmy: Walery kocha ciebie szczerze, A panienka go kocha? cóż? MARIANNA Rozpacz mnie bierze! Nawet i ty Doryno i ty jesteś w stanie Zrobić w sposób poważny, tak dziwne pytanie? Czy żem ci ze sto razy o tym nie mówiła, Że go kocham i jaka jest mych uczuć siła? DORYNA Alboż ja wiem, czy serce mówiło przez usta? Czy to miłość prawdziwa, czy zabawa pusta? MARIANNA Krzywdzisz mnie, kiedy wątpisz o tym choć na chwilę, Ja ukrywać tę miłość nawet się nie silę. DORYNA Więc panna myśli o nim? MARIANNA Stale, nieustannie. DORYNA Jak się zdaje, on również zakochany w pannie. MARIANNA Tak sądzę. DORYNA Więc rzecz łatwa jest do przewidzenia, Że chcecie się połączyć. MARIANNA O tak, bez wątpienia. DORYNA A z tym drugim co będzie, by skończyć ambaras? MARIANNA Jak mi gwałt zrobić zechcą, zabiję się zaraz. DORYNA Ślicznie! żeśmy też dotąd o tym nie myślały! Zabije się panienka — środek doskonały, Lekarstwo przecudowne. Człowiek w wściekłość wpada, Gdy usłyszy, jak mu kto takie rzeczy gada. MARIANNA Mój Boże! czym się w tobie współczucie obudzi, Kiedy nie masz litości nad nieszczęściem ludzi. DORYNA Nie mam współczucia, gdy ktoś słowa składa zgrabnie, A jak przyjdzie do rzeczy, to jak panna słabnie. MARIANNA Jestem nadto trwożliwa. DORYNA I to mnie też złości, Bo miłość w sercu wielkiej wymaga stałości. MARIANNA Tak, a dla Walerego cóż się pozostanie; Otrzymać mnie od ojca, to jego zadanie. DORYNA Jeżeli ojciec panny jest dzikim człowiekiem, Nabiwszy sobie głowę Tartuffem jak ćwiekiem, Chce teraz cofać słowo i kręcić zaczyna, To na kochanka panny stąd ma spadać wina? MARIANNA Jeśli tamtym zbyt głośno wzgardzić się ośmielę, Dowiodę, że mam w sercu miłości za wiele Dla Walerego, że on jeden tam się mieści; A gdzie powinność córki, a gdzie wstyd niewieści? Chcesz, by wiedzieli wszyscy... bo świat się nie nagnie... DORYNA Nie, ja nic nie chcę. Widzę, że panienka pragnie Należeć do Tartuffe'a i po mojej stronie, Błąd wielki, że od tego związku pannę bronię. Co ja mam za interes zwalczać twoje chęci, To jest wyborna partia, słusznie pannę nęci. Pan Tartuffe! ho, ho! cóż to, biorąc rzecz inaczéj, Pewno pan Tartuffe także dużo w świecie znaczy. Ludzie go cenią, jego przyjaźnią się szczycą, To wielkie szczęście zostać jego połowicą. Nie ma czym tak wycierać ust, jego osoba Znakomita, jest szlachcic, przy tym się podoba, Bo ma uszy czerwone, cerę też czerwoną I szczęśliwą zostaniesz, będąc jego żoną. MARIANNA Mój Boże! DORYNA Próżno mówić, język się wytęża, Jaki los świetny dostać tak pięknego męża! MARIANNA Ulituj się nade mną i skończ już te żarty, Aby wynaleźć środek, mów w sposób otwarty. Wszystko zrobię, co każesz, by zerwać ten związek. DORYNA Nie! posłuszeństwo ojcu córki obowiązek, Choćby ci dał za męża małpę, nie człowieka, Czego się panna skarży? świetny los cię czeka. Do miasta, skąd pochodzi, w nowym koczobryku Pojedziecie z nim razem; tam znajdziesz bez liku Wujów, kuzynów jego, a co pójdzie za tem, Wkrótce poznasz się w mieście z całym wielkim światem; Z ławnikiem, burmistrzową, z całą miejską władzą, Przez szacunek miejsce ci na kanapie dadzą. Później, możesz nadzieję mieć, że w karnawale W takim mieście dla ciebie będą dawać bale, Gdzie do tańca przygrywać będą kobzy ładnie, A może i fagoty sprowadzić wypadnie. Z mężem, by ta rozrywka nie była jedyną, Pójdziesz na marionetki czasem... MARIANNA O Doryno! Poradź mi, zamiast męczyć. DORYNA Jestem panny sługą. MARIANNA Przez litość, chcesz mnie zabić, męcząc mnie tak długo. DORYNA Nie, za karę potrzeba, aby się tak stało. MARIANNA Moja droga! DORYNA Nie! MARIANNA Duszę odkrywam ci całą. DORYNA Nie chcę, próżne błagania będą z panny strony; Pokosztujesz Tartuffe'a, dla panny stworzony. MARIANNA Wszak jam ci wszystko była powierzyć gotową, Zrób to. DORYNA Nie, będziesz panna panią Tartuffe'ową. MARIANNA Dobrze, kiedy niedola moja cię nie wzrusza, Zostaw mnie, a w rozpaczy pogrążona dusza Wynajdzie sobie środek: tak jest, w samej rzeczy Znam lekarstwo, które mnie z wszystkiego uleczy. chce odchodzić DORYNA Wróć się panna. Po cóż brać moją złość tak ściśle, Mimo to co mówiłam, pomagać ci myślę. MARIANNA Gdyby się wola ojca gwałtem w tym uparła, Potrzeba, widzisz sama, ażebym umarła. DORYNA Niech się panna nie martwi, znajdziemy w tej biedzie Sposób. Ach! pan Walery właśnie tutaj Marianna, Doryna WALERY Doszła mnie tu przed chwilą nowina wesoła Proszę pani, o której nie wiedziałem zgoła. MARIANNA Co? WALERY Że w pani Tartuffe'a mam powitać żonę. MARIANNA To zamiary przez mego ojca ułożone. WALERY Przez ojca pani... MARIANNA Tak jest i wskutek tej zmiany, Przed chwilą mi przedstawiał nowe swoje plany. WALERY Na serio? MARIANNA O! nie było tu mowy o żarcie, Zalecał mi ten związek głośno i otwarcie. WALERY A jakiż wola pani obrót w tym przybiera? MARIANNA Ja nie wiem. WALERY To odpowiedź uczciwa i szczera. Nie wiesz? MARIANNA Nie. WALERY Nie? MARIANNA Niech pańskie rady drogę wskażą. WALERY Ja radzę pójść za niego, gdy tak pani każą. MARIANNA Radzisz mi pan? WALERY Tak. MARIANNA Szczerze? WALERY Nie można uczciwiéj; Związek ten, tak zaszczytny, panią uszczęśliwi. MARIANNA Przyjmuję pańską radę. WALERY Cokolwiek wypadnie, Spełnić tę radę przyjdzie pani bardzo snadnie. MARIANNA Tak jak jej udzielenie pańską duszę rani. WALERY Jam to powiedział, aby spodobać się pani. MARIANNA Jam ją także dlatego wypełnić gotowa. DORYNA schodząc w głąb sceny Zobaczmy, jak się skończy cała ta rozmowa. WALERY Tak się to kocha! Oto miłości rozkosze! Kiedy ty... MARIANNA Och! przestańmy o tym mówić, proszę. Powiedział pan otwarcie, słowa się nie zmażą, Że powinnam iść za mąż, tak jak mi rozkażą; A ja znowu oświadczam, że jestem gotowa Tę radę tak zbawienną spełnić co do słowa. WALERY Nie trzeba się tłumaczyć winą z mojej strony, Ten zamiar był przez panią dawno ułożony I nasunąłem tylko sposobność przyjemną, Żebyś z niej korzystając, mogła zerwać ze mną. MARIANNA Prawda! dobrze pan mówisz. WALERY W tym przyczyna cała, Żeś pani nigdy dla mnie nic w sercu nie miała. MARIANNA Niestety! wolno panu sądzić mnie w tym względzie. WALERY Wolno mi; lecz w tej sprawie inny koniec będzie I chociażem się pani dał uprzedzić bardzo, Znajdę takie, które też mym sercem nie wzgardzą. MARIANNA O! pan łatwo wzajemność pozyskasz kobiety. Wszakże pańskie zalety... WALERY Porzućmy zalety. Mam ich za mało, pani za dowód mi stanie; Lecz jeszcze znajdę taką, mam to przekonanie, Co zechce szczery udział przyjąć w mej niedoli, I po mej stracie kochać się jeszcze pozwoli. MARIANNA Strata nie jest tak wielką i ta losu zmiana, Bardzo się łatwo w radość zamieni dla pana. WALERY Będę się o to starać; bo godność się kładzie W tym, aby jak najprędzej zapomnieć o zdradzie; A ten, którego szczęście w ten sposób się złamie, Gdy nie może zapomnieć, niech pozorem kłamie; Niechaj na obojętność udaną się sili, Bo to hańba kochać tych, co nas porzucili. MARIANNA Takie uczucie dla mnie szczytnym się wydaje. WALERY Słusznie, bo je świat cały za takie uznaje. Jak to? sądziłaś pani, że już w głębi duszy Nic nigdy mej miłości dla ciebie nie skruszy, Że kiedy mnie porzucasz, pokocham tym bardziéj, Nie oddam innej serca, którym pani gardzi? MARIANNA Moje myśli, jak widzę, znasz pan bardzo mało; Ja bym chciała, przeciwnie, by się już tak stało. WALERY Chciałabyś pani? MARIANNA Tak jest. WALERY Nazbyt ostro ranią Te słowa, a więc idę zadowolić panią. zwraca się do wyjścia MARIANNA Bardzo dobrze. WALERY zwracając się Ja tylko słucham pani zdania, Proszę pamiętać, że to jedynie mnie skłania. MARIANNA Tak. WALERY jak wyżej I że pani zamiar spełniłem w tym względzie. To pani przykład. MARIANNA Przykład mój, niech i tak będzie. WALERY odchodząc A zatem idę spełnić treść pani rozkazu. MARIANNA Tym lepiej. WALERY wracając Już mnie w życiu nie ujrzysz ni razu. MARIANNA Dobrze. WALERY wracając Co? MARIANNA Co? WALERY Mówiłaś i słowo łaskawsze... MARIANNA Nic nie mówiłam. WALERY Zatem odchodzę na zawsze. Żegnam panią, i... MARIANNA Żegnam pana. DORYNA do Marianny A ja wnoszę, Żeście oboje rozum stracili po trosze. Dałam się wam spokojnie wykłócić do woli, By wiedzieć, co wyniknie z całej tej swawoli. Hola! panie Walery! zatrzymując go za rękę WALERY udając że się opiera Czego chcesz, Doryno? DORYNA Wróć się pan. WALERY Nie, przez wzgardę i uczucia giną. Nie wstrzymuj mnie, wypełnię to, co każe ona. DORYNA Wstrzymaj się pan. WALERY Nie, to już rzecz postanowiona. DORYNA Ach! MARIANNA na stronie Drażni go mój widok, więc odejść stąd wolę. Tak, ustąpię, będzie miał tutaj wolne pole. DORYNA puszczając Walerego i biegnąc za Marianną Teraz drugie; dokądże? MARIANNA Puść mnie. DORYNA Ależ przecie! MARIANNA Nie mogę tu pozostać, nie, za nic na świecie. WALERY na stronie Jej wstręt do mnie objawia się na każdym kroku; Potrzeba ją uwolnić od mego widoku. DORYNA puszcza Mariannę i biegnie za Walerym Dosyć do licha, skończcie raz te niepokoje. Zaprzestać mi tych żartów! chodźcie tu oboje. bierze za ręce Walerego i Mariannę i prowadzi ich razem WALERY do Doryny Jakiż twój zamiar? MARIANNA do Doryny Co chcesz w tym wszystkim odmienić? DORYNA Najprzód chcę was pogodzić, a potem pożenić. do Walerego Czyś pan zwariował, dzisiaj zwodzić taką kłótnię! WALERY Nie widziałaś, jak do mnie mówiła okrutnie. DORYNA do Marianny To szaleństwo, dziś gdy się tworzy taki przedział. MARIANNA Chyba żeś nie słyszała, co do mnie powiedział. DORYNA do Walerego To głupstwo obustronne. Pragnie jak najszczerzéj Dla pana się zachować, niechże mi pan wierzy. do Marianny Zostać twym mężem, jego pragnienie jedyne, On o tym jednym marzy tylko, niechaj zginę. MARIANNA do Walerego Kto kochając, podobną radę dawać będzie... WALERY do Marianny Kto kochając, o radę pyta w takim względzie... DORYNA Oboje zwariowali i przyznać się boją. Dajcie mi ręce. WALERY dając rękę, do Doryny Na co? DORYNA do Marianny Daj mi panna swoją. MARIANNA dając rękę Lecz na co się to przyda? DORYNA By skończyć rzecz całą. Wy się bardziej kochacie, niż wam się zdawało. Walery i Marianna trzymają się za ręce nie patrząc na siebie. WALERY Na co ten przymus, sądzę, że można najprościéj Popatrzeć w moje oczy, w twarz, bez żadnej złości. Marianna obraca się do Walerego uśmiechając się. DORYNA Widzieć takich szaleńców rzecz bardzo ciekawa. WALERY do Marianny Bo skarżyć się na ciebie, czyliż nie mam prawa? Czyż nie jesteś złośliwą, — nazywam rzecz skromnie, — Ażeby takie rzeczy dzisiaj mówić do mnie. MARIANNA A ty! czyliż niewdzięczność dalej sięgać może... DORYNA Dokończycie tych sporów, ale w innej porze. Pomyślmy, z ojcem panny jak rzecz skończyć ładnie. MARIANNA Tak! powiedz, jakich środków użyć nam wypadnie. DORYNA Będziem się bronić w sposób skryty i otwarty. do Marianny Ojciec panny kpi sobie. do Walerego To są czyste żarty. do Marianny Jednak najlepiej będzie, według mego zdania, Niechaj panna do jego zamiarów się skłania, Abyś w razie nacisku mogła z swojej strony Powstrzymać na jakiś czas związek zamierzony. Byle czas był, z wszystkiego można wybrnąć snadnie. Najprzód jakaś choroba na pannę wypadnie, Potem, gdy już cierpienia panienki ustaną, Znajdziemy nową zwłokę i niespodziewaną, Na którą bardzo łatwo wszyscy się dziś łapią, Oto, przeczucia smutne wciąż panienkę trapią: Spotkałaś pogrzeb wczoraj, dziś zbiłaś zwierciadło, To znów o mętnej wodzie w nocy śnić wypadło. Na koniec, masz najprostsze do zwłoki powody, Bo do ślubu koniecznie potrzeba twej zgody. A zatem rzecz się uda, ale nie inaczej Tylko gdy nikt was od dziś razem nie zobaczy. do Walerego Idź pan, swoich przyjaciół używaj w potrzebie, By do nas upominać się przyszli za ciebie. My tutaj pobudzimy brata do działania I macocha się również bardziej do nas skłania. A teraz do widzenia. WALERY do Marianny Cokolwiek bądź zrobię, Cała moja nadzieja jedynie jest w tobie. MARIANNA do Walerego Nie wiem, czy wolę ojca me prośby rozbroją, Lecz niczyją nie będę, Walery, jak twoją. WALERY Twe słowa jak rozkosznie moje serce ceni... DORYNA Kochankowie w rozmowie są nienasyceni! Wychodź pan. WALERY Ale... DORYNA Proszę nie gadać tak długo; Ruszaj pan w jedną stronę, a panna chodź w drogą. Doryna wypycha ich i zmusza do rozłączenia.
Naturalna RĘCZNIE ROBIONA świeca sojowa o zapachu czekolady wykonana została ręcznie przez naszą załogę. Świeca tworzy wyśmienity, słodko-gorzki zapach czekolady. Idealnie asystuje przy modlitwie Pańskiej i medytacji Pisma Świętego. "Słowa Jego są słodyczą". UWAGA: Od 06.01. nasze świece tworzymy według UAKTUALNIONEJ receptury. Dzięki niej estetyczny design spodu świec
SCENA I Orgon i Marianna ORGON Marianno! MARIANNA Słucham ojca. ORGON Zbliż się, moje dziecię. MARIANNA do Orgona, który zagląda do gabinetu Czy ojciec szuka czego? ORGON Nie, ale w sekrecie Chciałbym pomówić z tobą, więc patrzę dokoła, Czy kto nas tu z ukrycia podsłuchać nie zdoła, Lecz jesteśmy bezpieczni. Otóż uważ sobie, Że ja zawsze łagodność oceniałem w tobie I zawszem w tobie widział dziecko dla mnie drogie. MARIANNA Za to ja ojcu wdzięczną jestem, ile mogę. ORGON Dobrze mówisz; lecz by ta miłość była trwała, Potrzeba, byś mej woli we wszystkim słuchała. MARIANNA Posłuszeństwo, to córki największa ozdoba. ORGON Ślicznie. Powiedz, jak ci się pan Tartuffe podoba? MARIANNA Komu? Mnie? ORGON Tak jest, tobie. Wnet się rzecz pokaże, Mów zatem. MARIANNA Ja to powiem, co mi ojciec każe. SCENA II Orgon, Marianna, Doryna Doryna wchodzi po cichu i staje niepostrzeżona za Orgonem. ORGON To rozumna odpowiedź. A więc mów w ten sposób, Że nie znasz przyjemniejszych i uczciwszych osób Nad niego, że w twym sercu nosisz jego postać I chciałabyś z mej woli żoną jego zostać. Cóż? MARIANNA Co? ORGON Hę? MARIANNA Jak? ORGON No przecie. MARIANNA Chyba słuch mnie myli? ORGON Jak to? MARIANNA Ja mam powiedzieć, — ojciec chciał w tej chwili, Że czyją w sercu moim mam wyrytą postać, I czyją to ja żoną pragnęłabym zostać? ORGON Tartuffe’a. MARIANNA Nie, w ten sposób ja mówić nie zacznę, Na cóż kłamstwa powtarzać i takie dziwaczne! ORGON Owszem powinnaś mówić prawdę, prawdę całą, Bo ja chcę, by to prawdą dla ciebie się stało. MARIANNA Jak to, ty myślisz ojcze... ORGON Tak jest, córko, myślę Tartuffe’a z naszym domem złączyć przez to ściśle, Więc małżeństwo, gdybyś go za męża przyjęła, Czego pragnę... gdyż ja chcę... spostrzegając Dorynę Skądeś się tu wzięła? To dopiero musisz być stworzeniem ciekawem, By aż tu podsłuchiwać, no, i jakim prawem? DORYNA Doprawdy nie wiem jeszcze skąd się to zaczyna, Lecz to o tym zamiarze nie pierwsza nowina, Już mi ktoś o tym wspomniał, nie pamiętam właśnie Kto; ale uważałam to za prostą baśnię. ORGON Cóż to, wieść niemożliwa? DORYNA I próżno się szerzy, Chociaż pan sam to mówisz, nikt ci nie uwierzy. ORGON Uwierzą mi; jest środek na to dość utarty. DORYNA Tak, tak, my wiemy, że pan mówisz to na żarty. ORGON Żadnych żartów w tym nie ma, to nie jest udanie. DORYNA Strachy! ORGON Tak, moja córko, to się wkrótce stanie. DORYNA Niech panienka nic ojcu nie wierzy w tej chwili, Żartuje. ORGON Ależ mówię... DORYNA Próżno się pan sili, Nikt panu nie uwierzy. ORGON Bo cię mój gniew strwoży... DORYNA Dobrze, już ci wierzymy, ale to tym gorzéj Dla pana. Jak to, pan chcesz by za pańską zgodą Takie rzeczy się działy? człowiek z siwą brodą, Taki jak pan, że się tak powiedzieć ośmielę... ORGON Słuchaj-no, ty tu sobie pozwalasz za wiele, Wiedz o tym, że ja takiej śmiałości nie znoszę. DORYNA Mówmy bez gniewu, panie, o cierpliwość proszę, Czy pan sobie kpisz z ludzi, nawet myśleć o tem, Pańska córka ma złączyć się z takim bigotem! On ma inne zajęcia, pobożne rzemiosło, A potem to małżeństwo cóżby ci przyniosło? Jeśli nawet majątek od pana otrzyma, Toć brać zięcia gołego... ORGON Milcz! jeśli nic nie ma, Stąd zasługi dla niego i szacunku żniwo, Bo jego nędza, pewno jest nędzą uczciwą I każda wielkość na nią chętnie się zamienia. Jeśli pozwolił obrać się ze swego mienia, To dlatego że nie chciał doczesnych dóbr świata, A myśl jego w wieczności przestworzach ulata. Lecz moja pomoc wkrótce tak rzeczy rozstrzygnie, Że wróci do majątku, z kłopotów się dźwignie. Jego dobra są znane w stronach skąd pochodzi, A on sam, jak go widzisz, ze szlachty się rodzi. DORYNA Tak, on to utrzymuje; może prawda, ale Ta próżność z pobożnością nie zgadza się wcale. Kto staraniom o niebo oddaje się cały, Ten z urodzenia swego nie pożąda chwały, Nazwiskiem się nie szczyci w nierozsądnej dumie, Bo ambicja z pokorą złączyć się nie umie. Na co ta pycha?... Widzę, że już się pan złości, Więc o samym już będę mówić jegomości. Pan wyrzuty sumienia miałby nieustanne, Za takiego niezdarę wydać taką pannę. A potem pomyśl-że pan, że w czas bardzo krótki, Z tego małżeństwa jakie wynikłyby skutki? Wiedz pan, że się kobiety cnotę tym naraża, Gdy przeciwko swej woli idzie do ołtarza I kiedy się jej skłonność gwałtem przezwycięża. Cnota żony zależy od przymiotów męża, A wyśmiani, których świat wytyka palcami, Żony swoje tym czym są, uczynili sami I niewierność w tym razie wcale nie jest zdrożna, Gdy męża w żaden sposób pokochać nie można. A kto córkę chce gwałtem przymusić w tej mierze, Ten rachunek przed Bogiem za jej błędy bierze. Pomyśl pan jaki ciężar uczujesz w tym względzie. ORGON A toć ona rozumu mnie dziś uczyć będzie! DORYNA Lepiej byś pan tu rządził idąc za mym zdaniem. ORGON Zostaw ją, moja córko, z jej głupim gadaniem. Co dla dziecka potrzeba ojciec wie najlepiéj, Ten Walery niechaj się od ciebie odczepi; Dałem mu wprawdzie słowo, ale jego wina, Że jest graczem i mają go za libertyna. Nie modli się, w kościele widują go mało. DORYNA Chcesz pan, by nabożeństwa godzinę miał stałą. Po to, by go widziano, ma bywać w kościele? ORGON Proszę cię przestań i tak gadałaś za wiele. Tamtemu niebo sprzyja i łaski ma boże, Jakież bogactwo ziemskie z tym zrównać się może? Wasz związek, gdy otrzymasz miano jego żony, Przyjemnością, słodyczą będzie przepełniony, Życie wam jakby w raju na modlitwie zleci, Jak turkawki będziecie żyć, jak małe dzieci; Nigdy zajść między wami, nigdy kłótni plama, Na koniec zrobisz z niego to, co zechcesz sama. DORYNA Ona to zrobi z niego, że kozłem zostanie. ORGON Oj, to gada! DORYNA Wygląda na to powołanie. Mimo cnoty panienki, ja najmocniej wierzę, Że przeznaczenie jego spełni się w tej mierze. ORGON Przestań-że mi przerywać i przez miłość nieba, Nie sadzaj tam języka, gdzie go nie potrzeba. DORYNA Jeżeli przez życzliwość pańskiej sprawy bronią... ORGON Za wiele życzliwości, nie proszę cię o nią. DORYNA Z przywiązania... ORGON Ja nie chcę. Gdy ktoś nie pozwoli... DORYNA A ja chcę pana kochać mimo pańskiej woli. ORGON Ach! DORYNA Tak czci pańskiej bronię jakby własnej głowy, Nie chcę byś siebie rzucał na pastwę obmowy. ORGON Przestaniesz ty mi gadać? DORYNA To jest obowiązek, Bronić panu, byś córce doradzał ten związek. ORGON Będziesz milczeć ty wężu? bo zuchwalstwa znaki... DORYNA Ach! pan jesteś pobożny i w gniew wpadasz taki. ORGON Bo już mnie w wściekłość wprawia ta historia cała; Każę ci najsurowiej, ażebyś milczała. DORYNA Dobrze, lecz będę myśleć; to pana nie złości? ORGON Myśl sobie, kiedy tak chcesz, ale myśl w cichości. do córki I nie mów ani słowa. Ja wszystko w tej mierze Obmyślałem rozważnie. DORYNA A to wściekłość bierze, Nie móc mówić. ORGON Z urody choć się nie przechwala, Tartuffe jest jednak wcale... DORYNA Tak jest piękna lala. ORGON Przystojny i sympatię obudzić jest w stanie, Jego cnoty... DORYNA Ślicznego mężulka dostanie. Orgon obraca się do Doryny i z rękami założonymi wpatruje się w nią. Gdyby ze mną mężczyzna spełnił taką zbrodnię, Po ślubie karę za gwałt miałby niezawodnie, I zaraz po weselu doszedłby sekretu, Że kobieta ma zawsze pole do odwetu. ORGON do Doryny Więc moja wola za nic tu jest uważana. DORYNA Czego pan chcesz, wszakże ja nie mówię do pana. ORGON A cóż teraz robiłaś? DORYNA Do pana nic a nic, Ja do siebie mówiłam. ORGON Zuchwalstwo bez granic, Lecz wnet je tęgim razem skrócę w sposób znany. przygotowywa się do dania policzka Dorynie i za każdym wyrazem, który wymawia, obraca się do Doryny, która stoi nic nie mówiąc Moja córko, powinnaś potwierdzić te plany, I jeśli wybór męża dla ciebie się zmienia, do Doryny Mów-że co! DORYNA Nie mam sobie nic do powiedzenia. ORGON Tylko słóweczko. DORYNA Ja chcę milczeć. ORGON To nie sztuka, Czekałem tylko słówka. DORYNA Niech pan głupiej szuka. ORGON do córki Na koniec ojca wolę będziesz mieć na względzie, I sądzę, że małżeństwo wkrótce się odbędzie. DORYNA uciekając Ja za niego nie poszłabym za nic na świecie. ORGON po daremnej próbie dania policzka Dorynie Ty zarazę przy sobie trzymasz moje dziecię; Bez grzechu nie mógłbym tu wytrzymać z nią dłużéj, Tak mnie strasznie zmęczyła. Kłótnia umysł nuży, Pali mnie głowa, czuję, mówiłbym od rzeczy, Pójdę — wolne powietrze może mnie uleczy. SCENA III Marianna, Doryna DORYNA Cóż znaczył ten w milczeniu upór nieustanny? Czyż to mnie wypadało przyjąć rolę panny? Ścierpieć by pannie związek radzono szalony, Bez żadnego oporu, bez słówka z twej strony. MARIANNA Przeciwko woli ojca cóż począć w potrzebie? DORYNA Po prostu, taką groźbę odwrócić od siebie. MARIANNA Jak? DORYNA Mówić, że w wyborze gusta same biegą, Więc że dla siebie za mąż chcesz iść, nie dla niego; Ponieważ to dla ciebie ten związek się składa, Więc tobie, a nie ojcu wybierać wypada. Gdy dla niego jest Tartuffe przystojny i młody, To może się z nim żenić bez żadnej przeszkody. MARIANNA Przyznaję, władza ojca przejmuje mnie trwogą, Słowa oporu z ust mych wyrwać się nie mogą. DORYNA Rezonujmy: Walery kocha ciebie szczerze, A panienka go kocha? cóż? MARIANNA Rozpacz mnie bierze! Nawet i ty Doryno i ty jesteś w stanie Zrobić w sposób poważny, tak dziwne pytanie? Czy żem ci ze sto razy o tym nie mówiła, Że go kocham i jaka jest mych uczuć siła? DORYNA Alboż ja wiem, czy serce mówiło przez usta? Czy to miłość prawdziwa, czy zabawa pusta? MARIANNA Krzywdzisz mnie, kiedy wątpisz o tym choć na chwilę, Ja ukrywać tę miłość nawet się nie silę. DORYNA Więc panna myśli o nim? MARIANNA Stale, nieustannie. DORYNA Jak się zdaje, on również zakochany w pannie. MARIANNA Tak sądzę. DORYNA Więc rzecz łatwa jest do przewidzenia, Że chcecie się połączyć. MARIANNA O tak, bez wątpienia. DORYNA A z tym drugim co będzie, by skończyć ambaras? MARIANNA Jak mi gwałt zrobić zechcą, zabiję się zaraz. DORYNA Ślicznie! żeśmy też dotąd o tym nie myślały! Zabije się panienka — środek doskonały, Lekarstwo przecudowne. Człowiek w wściekłość wpada, Gdy usłyszy, jak mu kto takie rzeczy gada. MARIANNA Mój Boże! czym się w tobie współczucie obudzi, Kiedy nie masz litości nad nieszczęściem ludzi. DORYNA Nie mam współczucia, gdy ktoś słowa składa zgrabnie, A jak przyjdzie do rzeczy, to jak panna słabnie. MARIANNA Jestem nadto trwożliwa. DORYNA I to mnie też złości, Bo miłość w sercu wielkiej wymaga stałości. MARIANNA Tak, a dla Walerego cóż się pozostanie; Otrzymać mnie od ojca, to jego zadanie. DORYNA Jeżeli ojciec panny jest dzikim człowiekiem, Nabiwszy sobie głowę Tartuffem jak ćwiekiem, Chce teraz cofać słowo i kręcić zaczyna, To na kochanka panny stąd ma spadać wina? MARIANNA Jeśli tamtym zbyt głośno wzgardzić się ośmielę, Dowiodę, że mam w sercu miłości za wiele Dla Walerego, że on jeden tam się mieści; A gdzie powinność córki, a gdzie wstyd niewieści? Chcesz, by wiedzieli wszyscy... bo świat się nie nagnie... DORYNA Nie, ja nic nie chcę. Widzę, że panienka pragnie Należeć do Tartuffe'a i po mojej stronie, Błąd wielki, że od tego związku pannę bronię. Co ja mam za interes zwalczać twoje chęci, To jest wyborna partia, słusznie pannę nęci. Pan Tartuffe! ho, ho! cóż to, biorąc rzecz inaczéj, Pewno pan Tartuffe także dużo w świecie znaczy. Ludzie go cenią, jego przyjaźnią się szczycą, To wielkie szczęście zostać jego połowicą. Nie ma czym tak wycierać ust, jego osoba Znakomita, jest szlachcic, przy tym się podoba, Bo ma uszy czerwone, cerę też czerwoną I szczęśliwą zostaniesz, będąc jego żoną. MARIANNA Mój Boże! DORYNA Próżno mówić, język się wytęża, Jaki los świetny dostać tak pięknego męża! MARIANNA Ulituj się nade mną i skończ już te żarty, Aby wynaleźć środek, mów w sposób otwarty. Wszystko zrobię, co każesz, by zerwać ten związek. DORYNA Nie! posłuszeństwo ojcu córki obowiązek, Choćby ci dał za męża małpę, nie człowieka, Czego się panna skarży? świetny los cię czeka. Do miasta, skąd pochodzi, w nowym koczobryku Pojedziecie z nim razem; tam znajdziesz bez liku Wujów, kuzynów jego, a co pójdzie za tem, Wkrótce poznasz się w mieście z całym wielkim światem; Z ławnikiem, burmistrzową, z całą miejską władzą, Przez szacunek miejsce ci na kanapie dadzą. Później, możesz nadzieję mieć, że w karnawale W takim mieście dla ciebie będą dawać bale, Gdzie do tańca przygrywać będą kobzy ładnie, A może i fagoty sprowadzić wypadnie. Z mężem, by ta rozrywka nie była jedyną, Pójdziesz na marionetki czasem... MARIANNA O Doryno! Poradź mi, zamiast męczyć. DORYNA Jestem panny sługą. MARIANNA Przez litość, chcesz mnie zabić, męcząc mnie tak długo. DORYNA Nie, za karę potrzeba, aby się tak stało. MARIANNA Moja droga! DORYNA Nie! MARIANNA Duszę odkrywam ci całą. DORYNA Nie chcę, próżne błagania będą z panny strony; Pokosztujesz Tartuffe'a, dla panny stworzony. MARIANNA Wszak jam ci wszystko była powierzyć gotową, Zrób to. DORYNA Nie, będziesz panna panią Tartuffe'ową. MARIANNA Dobrze, kiedy niedola moja cię nie wzrusza, Zostaw mnie, a w rozpaczy pogrążona dusza Wynajdzie sobie środek: tak jest, w samej rzeczy Znam lekarstwo, które mnie z wszystkiego uleczy. chce odchodzić DORYNA Wróć się panna. Po cóż brać moją złość tak ściśle, Mimo to co mówiłam, pomagać ci myślę. MARIANNA Gdyby się wola ojca gwałtem w tym uparła, Potrzeba, widzisz sama, ażebym umarła. DORYNA Niech się panna nie martwi, znajdziemy w tej biedzie Sposób. Ach! pan Walery właśnie tutaj idzie. SCENA IV Walery, Marianna, Doryna WALERY Doszła mnie tu przed chwilą nowina wesoła Proszę pani, o której nie wiedziałem zgoła. MARIANNA Co? WALERY Że w pani Tartuffe'a mam powitać żonę. MARIANNA To zamiary przez mego ojca ułożone. WALERY Przez ojca pani... MARIANNA Tak jest i wskutek tej zmiany, Przed chwilą mi przedstawiał nowe swoje plany. WALERY Na serio? MARIANNA O! nie było tu mowy o żarcie, Zalecał mi ten związek głośno i otwarcie. WALERY A jakiż wola pani obrót w tym przybiera? MARIANNA Ja nie wiem. WALERY To odpowiedź uczciwa i szczera. Nie wiesz? MARIANNA Nie. WALERY Nie? MARIANNA Niech pańskie rady drogę wskażą. WALERY Ja radzę pójść za niego, gdy tak pani każą. MARIANNA Radzisz mi pan? WALERY Tak. MARIANNA Szczerze? WALERY Nie można uczciwiéj; Związek ten, tak zaszczytny, panią uszczęśliwi. MARIANNA Przyjmuję pańską radę. WALERY Cokolwiek wypadnie, Spełnić tę radę przyjdzie pani bardzo snadnie. MARIANNA Tak jak jej udzielenie pańską duszę rani. WALERY Jam to powiedział, aby spodobać się pani. MARIANNA Jam ją także dlatego wypełnić gotowa. DORYNA schodząc w głąb sceny Zobaczmy, jak się skończy cała ta rozmowa. WALERY Tak się to kocha! Oto miłości rozkosze! Kiedy ty... MARIANNA Och! przestańmy o tym mówić, proszę. Powiedział pan otwarcie, słowa się nie zmażą, Że powinnam iść za mąż, tak jak mi rozkażą; A ja znowu oświadczam, że jestem gotowa Tę radę tak zbawienną spełnić co do słowa. WALERY Nie trzeba się tłumaczyć winą z mojej strony, Ten zamiar był przez panią dawno ułożony I nasunąłem tylko sposobność przyjemną, Żebyś z niej korzystając, mogła zerwać ze mną. MARIANNA Prawda! dobrze pan mówisz. WALERY W tym przyczyna cała, Żeś pani nigdy dla mnie nic w sercu nie miała. MARIANNA Niestety! wolno panu sądzić mnie w tym względzie. WALERY Wolno mi; lecz w tej sprawie inny koniec będzie I chociażem się pani dał uprzedzić bardzo, Znajdę takie, które też mym sercem nie wzgardzą. MARIANNA O! pan łatwo wzajemność pozyskasz kobiety. Wszakże pańskie zalety... WALERY Porzućmy zalety. Mam ich za mało, pani za dowód mi stanie; Lecz jeszcze znajdę taką, mam to przekonanie, Co zechce szczery udział przyjąć w mej niedoli, I po mej stracie kochać się jeszcze pozwoli. MARIANNA Strata nie jest tak wielką i ta losu zmiana, Bardzo się łatwo w radość zamieni dla pana. WALERY Będę się o to starać; bo godność się kładzie W tym, aby jak najprędzej zapomnieć o zdradzie; A ten, którego szczęście w ten sposób się złamie, Gdy nie może zapomnieć, niech pozorem kłamie; Niechaj na obojętność udaną się sili, Bo to hańba kochać tych, co nas porzucili. MARIANNA Takie uczucie dla mnie szczytnym się wydaje. WALERY Słusznie, bo je świat cały za takie uznaje. Jak to? sądziłaś pani, że już w głębi duszy Nic nigdy mej miłości dla ciebie nie skruszy, Że kiedy mnie porzucasz, pokocham tym bardziéj, Nie oddam innej serca, którym pani gardzi? MARIANNA Moje myśli, jak widzę, znasz pan bardzo mało; Ja bym chciała, przeciwnie, by się już tak stało. WALERY Chciałabyś pani? MARIANNA Tak jest. WALERY Nazbyt ostro ranią Te słowa, a więc idę zadowolić panią. zwraca się do wyjścia MARIANNA Bardzo dobrze. WALERY zwracając się Ja tylko słucham pani zdania, Proszę pamiętać, że to jedynie mnie skłania. MARIANNA Tak. WALERY jak wyżej I że pani zamiar spełniłem w tym względzie. To pani przykład. MARIANNA Przykład mój, niech i tak będzie. WALERY odchodząc A zatem idę spełnić treść pani rozkazu. MARIANNA Tym lepiej. WALERY wracając Już mnie w życiu nie ujrzysz ni razu. MARIANNA Dobrze. WALERY wracając Co? MARIANNA Co? WALERY Mówiłaś i słowo łaskawsze... MARIANNA Nic nie mówiłam. WALERY Zatem odchodzę na zawsze. Żegnam panią, i... MARIANNA Żegnam pana. DORYNA do Marianny A ja wnoszę, Żeście oboje rozum stracili po trosze. Dałam się wam spokojnie wykłócić do woli, By wiedzieć, co wyniknie z całej tej swawoli. Hola! panie Walery! zatrzymując go za rękę WALERY udając że się opiera Czego chcesz, Doryno? DORYNA Wróć się pan. WALERY Nie, przez wzgardę i uczucia giną. Nie wstrzymuj mnie, wypełnię to, co każe ona. DORYNA Wstrzymaj się pan. WALERY Nie, to już rzecz postanowiona. DORYNA Ach! MARIANNA na stronie Drażni go mój widok, więc odejść stąd wolę. Tak, ustąpię, będzie miał tutaj wolne pole. DORYNA puszczając Walerego i biegnąc za Marianną Teraz drugie; dokądże? MARIANNA Puść mnie. DORYNA Ależ przecie! MARIANNA Nie mogę tu pozostać, nie, za nic na świecie. WALERY na stronie Jej wstręt do mnie objawia się na każdym kroku; Potrzeba ją uwolnić od mego widoku. DORYNA puszcza Mariannę i biegnie za Walerym Dosyć do licha, skończcie raz te niepokoje. Zaprzestać mi tych żartów! chodźcie tu oboje. bierze za ręce Walerego i Mariannę i prowadzi ich razem WALERY do Doryny Jakiż twój zamiar? MARIANNA do Doryny Co chcesz w tym wszystkim odmienić? DORYNA Najprzód chcę was pogodzić, a potem pożenić. do Walerego Czyś pan zwariował, dzisiaj zwodzić taką kłótnię! WALERY Nie widziałaś, jak do mnie mówiła okrutnie. DORYNA do Marianny To szaleństwo, dziś gdy się tworzy taki przedział. MARIANNA Chyba żeś nie słyszała, co do mnie powiedział. DORYNA do Walerego To głupstwo obustronne. Pragnie jak najszczerzéj Dla pana się zachować, niechże mi pan wierzy. do Marianny Zostać twym mężem, jego pragnienie jedyne, On o tym jednym marzy tylko, niechaj zginę. MARIANNA do Walerego Kto kochając, podobną radę dawać będzie... WALERY do Marianny Kto kochając, o radę pyta w takim względzie... DORYNA Oboje zwariowali i przyznać się boją. Dajcie mi ręce. WALERY dając rękę, do Doryny Na co? DORYNA do Marianny Daj mi panna swoją. MARIANNA dając rękę Lecz na co się to przyda? DORYNA By skończyć rzecz całą. Wy się bardziej kochacie, niż wam się zdawało. Walery i Marianna trzymają się za ręce nie patrząc na siebie. WALERY Na co ten przymus, sądzę, że można najprościéj Popatrzeć w moje oczy, w twarz, bez żadnej złości. Marianna obraca się do Walerego uśmiechając się. DORYNA Widzieć takich szaleńców rzecz bardzo ciekawa. WALERY do Marianny Bo skarżyć się na ciebie, czyliż nie mam prawa? Czyż nie jesteś złośliwą, — nazywam rzecz skromnie, — Ażeby takie rzeczy dzisiaj mówić do mnie. MARIANNA A ty! czyliż niewdzięczność dalej sięgać może... DORYNA Dokończycie tych sporów, ale w innej porze. Pomyślmy, z ojcem panny jak rzecz skończyć ładnie. MARIANNA Tak! powiedz, jakich środków użyć nam wypadnie. DORYNA Będziem się bronić w sposób skryty i otwarty. do Marianny Ojciec panny kpi sobie. do Walerego To są czyste żarty. do Marianny Jednak najlepiej będzie, według mego zdania, Niechaj panna do jego zamiarów się skłania, Abyś w razie nacisku mogła z swojej strony Powstrzymać na jakiś czas związek zamierzony. Byle czas był, z wszystkiego można wybrnąć snadnie. Najprzód jakaś choroba na pannę wypadnie, Potem, gdy już cierpienia panienki ustaną, Znajdziemy nową zwłokę i niespodziewaną, Na którą bardzo łatwo wszyscy się dziś łapią, Oto, przeczucia smutne wciąż panienkę trapią: Spotkałaś pogrzeb wczoraj, dziś zbiłaś zwierciadło, To znów o mętnej wodzie w nocy śnić wypadło. Na koniec, masz najprostsze do zwłoki powody, Bo do ślubu koniecznie potrzeba twej zgody. A zatem rzecz się uda, ale nie inaczej Tylko gdy nikt was od dziś razem nie zobaczy. do Walerego Idź pan, swoich przyjaciół używaj w potrzebie, By do nas upominać się przyszli za ciebie. My tutaj pobudzimy brata do działania I macocha się również bardziej do nas skłania. A teraz do widzenia. WALERY do Marianny Cokolwiek bądź zrobię, Cała moja nadzieja jedynie jest w tobie. MARIANNA do Walerego Nie wiem, czy wolę ojca me prośby rozbroją, Lecz niczyją nie będę, Walery, jak twoją. WALERY Twe słowa jak rozkosznie moje serce ceni... DORYNA Kochankowie w rozmowie są nienasyceni! Wychodź pan. WALERY Ale... DORYNA Proszę nie gadać tak długo; Ruszaj pan w jedną stronę, a panna chodź w drogą. Doryna wypycha ich i zmusza do rozłączenia.
Przekonanie Lewina, że Kiti wyjść za niego nie może polegało głównie na tem, że zdaniem jego rodzina uważać go będzie za niegodnego ślicznej Kiti, a sama Kiti kochać go nie może, gdyż w oczach rodziny nie miał żadnego określonego stanowiska, gdy tymczasem koledzy i rówieśnicy jego — Lewin miał 32 lat — byli już
Kiedy zaczynamy czytać słowo Boże, wtedy ono „czyta” nasze życie. My „czytamy” Boga, a On „czyta” nas. Na tym polega Boże czytanie — lectio divina. Duch Boży, który tchnie kędy chce, wyznacza czytającemu drogę do spotkania z życiem zawartym w Jego słowie. To słowo Boże wyznacza rytm życia, a więc także rytm modlitwy serca — „rytm” naszych słów. Boże czytanie nie jest sposobem modlitwy, ustalonym przez człowieka. Jest modlitwą „ustalaną” w człowieku przez słowo Boże. Starożytni chrześcijanie unikali proponowania metod modlitwy, ponieważ nie chcieli, aby duch ludzki przywiązywał się do metod, zamiast do słowa Bożego, które przekracza wszelkie schematy rozumowania. Słowo jest nieprzewidywalne, prowadzi zawsze drogami nowymi, do tej pory nieznanymi. Zanim nastały szkoły duchowości, a z nimi metody modlitwy myślnej, podkreślano jedną modlitwę — tę zakorzenioną w tekście biblijnym. Modlitwa — według starożytnych pisarzy — jest jak drabina oparta o „ziemię” — o tekst biblijny i sięga aż do nieba — prowadzi przez medytację słowa i modlitwę serca do kontemplacji. Wszystko rodzi się i owocuje z ziarna słowa. To znamienne, że Jan Paweł II w programie na trzecie tysiąclecie zapisał powrót do tej właśnie modlitwy słowem. „Konieczne jest zwłaszcza — stwierdził — aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie” (NMI, 39). Począwszy od średniowiecza, próbowano opisać modlitwę, która rodziła się z Bożego czytania. Podczas modlitewnego spotkania ze słowem Bożym zaobserwowano cztery „momenty”: lectio, meditatio, oratio i contemplatio. Należy je rozumieć nie tyle jako kolejne stopnie modlitwy, ile raczej jako uzupełniające się momenty w jednym jedynym doświadczeniu żywego spotkania ze słowem. To, co dzieje się z czytającym, kiedy z wiarą otwiera się na żywe słowo, przedstawił kartuz Guigo II, któremu nota bene przypisuje się ów klasyczny „podział na cztery” w opisie lectio divina: „To tak, jakby czytanie podawało ustom jeszcze stałe pożywienie, medytacja je przeżuwała i przełamywała, modlitwa je smakowała; kontemplacja utożsamia się także ze słodyczą, która wzbudza radość i pokrzepienie”. Lectio divina zatem to spotkanie ze słowem, które karmi nas życiem Bożym. W lectio czytający otwiera „usta” na treść słowa; w meditatio „trawi” je; w oratio „smakuje” słowa, tak iż serce, dotknięte jego smakiem, zaczyna modlić się do Boga — raz Go uwielbia, innym razem błaga czy korzy się przed Nim; w contemplatio zaś doświadcza łaski takiego stanu rozmiłowania w słowie, że wręcz utożsamia się z jego treścią, więcej: jednoczy się ze Słowem Osobowym, tak iż może powiedzieć: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Konkretne wydarzenie Najpierw uchwyćmy tekst (Łk 24,13-35) w jego całości. Dokonajmy krótkiej syntezy lektury duchowej, by potem, krok po kroku, „zbierać” i zgłębiać słowo. Łukasz w niezwykle żywy i obrazowy sposób relacjonuje historię dwóch uczniów, którzy — rozgoryczeni wydarzeniami „ostatnich dni” — uchodzą z Jerozolimy do Emaus. Nie wiedzą, że idą donikąd. „Zgarbieni” przez cierpienie, potrafią dzielić się jedynie bólem. Podczas gorącej wymiany zdań, która bardziej przypominała kłótnię niż dialog, spotykają, nie wiedząc o tym, Zmartwychwstałego. Rozmawiają z Nim w drodze, aż do wieczora, a z każdym krokiem zmienia się ich stan ducha. Ujęci osobą i słowami Nieznajomego, nalegają, by pozostał z nimi. Wchodzą razem do domu. Siadają do stołu i rozpoznają Go przy łamaniu chleba, ale wtedy On znika im sprzed oczu. Ich serca płoną. W tej samej chwili wstają od stołu i wracają do Jerozolimy — dokładnie tam, skąd uciekli. Spotykają innych, którzy już wiedzą o Jego zmartwychwstaniu. Oni też dzielą się swoim doświadczeniem. Razem „smakują” życie. Dlaczego Łukasz opisał to wydarzenie? Z pewnością kierował się jakąś intencją. Przywołanie historii dwóch uczniów musiało mieć duże znaczenie dla wspólnoty. Dla niej je zredagował. We wspólnocie Łukasza prawdopodobnie pojawił się kryzys wiary, spowodowany sytuacją historyczną i społeczno-religijną. I oto Ewangelista, pasterz wspólnoty, przypomina doświadczenie uczniów Jezusa, którzy żyli bardzo blisko Niego, ale pośród historii uwikłanej w grzech, pośród niezrozumiałych wydarzeń i cierpienia, nie potrafili odnaleźć sensu życia i obecnego wśród nich Jezusa. Nie widzieli Go i nie doświadczali Jego bliskości. Byli rozczarowani, bo spodziewali się, że On przemieni świat i ich wyzwoli. I chociaż inni z przekonaniem powtarzali, że On żyje, oni wątpili. Nie dostrzegali Jego działania we własnej codzienności. Nie zauważyli, że historia ich życia jest historią zbawienia. Łukasz, opisując pod natchnieniem to wydarzenie, pozostawił i nam żywe słowo, w którym tchnie Duch. Ewangelizuje nas samych, nasze wspólnoty, ilekroć z wiarą i uważnym sercem słuchamy. Duch bowiem tchnął nie tylko w chwili, gdy Łukasz zapisywał konkretne słowa, ale tchnie także „tu i teraz”, gdy czytamy je z wiarą. On zapewnia Pismom „wieczną młodość” (św. Ireneusz). Słowo jest „żyjące i skuteczne” (por. Hbr 4,12). Historia idących do Emaus powtarza się codziennie w Kościele i w świecie. Wszystko, co wydarzyło się w drodze, ma miejsce w naszym życiu, które toczy się między Jerozolimą a Emaus. Pamiętajmy, że Łukasz pisze Ewangelię dla uczniów, którzy, jak my, znali prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa, ale którzy pośród doświadczeń zdają się ją gubić, jakby pozostając przy wydarzeniach Wielkiego Piątku. Gdy ponownie odkryją dobrą nowinę o tym, że Jezus żyje, stanie się ona światłem, które rozświetli ich mroczną historię i zawróci ich z drogi rozczarowania i zwątpienia. Pozwoli im wrócić do Jerozolimy i na nowo odnaleźć siebie i swoją wspólnotę. Nam ta Ewangelia może codziennie wyjaśniać to, co aktualnie przeżywamy. W tradycji Kościoła wydarzenie opisane przez Łukasza przedstawiane jest jako „ikona” lectio divina. Jest to, w rzeczy samej, pierwsza lectio divina w chrześcijańskim znaczeniu (L. Saraceno). Pokazuje, na czym polega Boże czytanie Biblii w codzienności, jak prowadzi ono do „pałania serca” i kontemplacji, jak pomaga odczytać na nowo kierunek i sens życia. Mistrzem na tej drodze jest sam Jezus i Jego słowo. Spróbujmy w takim właśnie kluczu spotkać się z ewangelicznym opisem Łukasza. Chciejmy zgłębiać w tym wydarzeniu słowo, które „czyta nasze życie” i pomaga nam zobaczyć, co wydarza się w nas, gdy przyjmujemy je z wiarą. Obserwujmy przy tym uważnie, w jaki sposób nas ono prowadzi, jakie doświadczenia w nas budzi i do czego wzywa. Lectio: odnaleźć i usłyszeć serce tekstu Żywa i skuteczna lectio zakłada należytą auditio. Można bowiem czytać słowo i go nie słyszeć. Tymczasem pierwsze jest: „Słuchaj”. Trzeba najpierw usłyszeć słowo, uchwycić jego sens, jego główne przesłanie. Bez tego „usłyszenia” tekst pozostaje dla nas niemy i „bez sensu”. Tak było z uczniami idącymi do Emaus. Znali Pisma. Znali także samego Jezusa, słuchali Go często. Nie potrafili jednak czytać wydarzeń tak, jak czyta je Bóg. Ich oczy i uszy były na uwięzi własnych przeżyć. Słyszeli głównie siebie, swój ból, swoje oczekiwania... i rozczarowania. Nie byli w stanie usłyszeć więcej. Jest to sytuacja ucznia, który, choć jest „uczonym w Piśmie”, nie jest zdolny — w takim stanie — do duchowej lektury Pisma. Być może przebrnął nawet przez lekturę egzegetyczno-naukową, ale nie potrafi czytać do końca — w Duchu. Oczywiście, czytanie i rozumienie „litery” jest ważne. Bez uchwycenia sensu litery niemożliwe jest czytanie w Duchu. Samo określenie „Pismo” mówi nam, że spotkanie z żywym słowem dokonuje się najpierw przez spotkanie ze słowem pisanym. Jednak spotkanie z „literą” jest dopiero początkiem słuchania słowa. Pierwsze doświadczenie w lectio jest zwykle trudne. Oto pragniemy spotkać się ze słowem niezgłębionym, a napotykamy na ograniczoność „martwych” słów, które nierzadko są jak kamień (M. Masini). Pragniemy spotkać się z żywym słowem, a napotykamy na nieprzystępność litery. Św. Grzegorz tak zapala nas do lectio: „Jak z zimnego kamienia uderzanego młotem wyskakują gorące iskry, tak z czytania słowa Bożego, za natchnieniem Ducha Świętego uwalnia się ogień”. I zachęca: „Ucz się poznawać serce Boga w słowach Boga”. Warto podjąć trud przejścia poprzez „literę” słowa, ponieważ pod nią ukrywa się wciąż nam się udzielające życie Boga. Tym życiem — jak wyraźnie wskazuje św. Łukasz — jest sam Jezus, który wyjaśnia Pisma. W Nim każde wydarzenie staje się zbawcze. To On stanowi centrum tekstu Łukaszowego — nie uczniowie, nie ich oczekiwania czy rozczarowania. Należy rozpoczynać od wsłuchiwania się w Słowo. Kiedy uczniowie zaczynają skupiać się na Nim i słuchać Go, wówczas życiu zostaje przywrócony porządek i właściwy kierunek. Spostrzegamy, że przez Jego słowo wszystko staje się zrozumiałe. Meditatio: słowo dla mnie i o mnie Kiedy udaje nam się odnaleźć serce tekstu, owo centrum, którym jest sam Jezus, wtedy odnajdujemy sedno przesłania. Ono staje się dla nas kluczem do duchowej lektury. Dzięki niemu możemy teraz „zbierać” i zgłębiać słowo dla nas. Rozpoczyna się meditatio. W niej wszystko jest ważne: słowo, które jest zgłębiane, a także ten, kto je zgłębia. Słowo bowiem jest zawsze o mnie i dla mnie. Bóg mówi do mnie, aby przywrócić mi życie, oczyścić je, pogłębić. Im głębiej odczytuję słowo, a w nim Boga, tym głębiej odczytuję swoje życie. Tak dzieje się z dwoma uczniami idącymi do Emaus. Kiedy odczytują sens słowa, to znaczy poznają Jezusa, wtedy poznają głębiej siebie: poznają, że serce w nich pała. Zauważmy jednak, jak poznają Jezusa — serce Pism. Poznają Go przez Pisma. Taka właśnie jest istota medytacji: Pisma interpretują Pisma: scriptura sui ipsius interpres. Słowo wyjaśniane jest przez słowo. Gdy pojawia się Ten, który uczy czytać w Duchu, wtedy rozpoczyna się Boże czytanie. Zwróćmy najpierw uwagę na dynamikę wydarzenia. Dominuje w nim obraz drogi, na której nie brakuje momentów ciemności, bólu, beznadziei, zawodu, ale także pytań, poszukiwań, wielkich pragnień pałającego serca, światła, rozpoznania Chrystusa, który wciąż żyje — zarówno wtedy, gdy uczniowie Go nie rozpoznają, jak i wówczas gdy Go rozpoznają i gdy znika im sprzed oczu. Jest to droga, na której nie brakuje chwil odejścia, ucieczki, zatrzymania i powrotów. Każdy człowiek wierzący może na niej odnaleźć siebie ze wszystkimi swoimi uczuciami, pytaniami, ze smutkiem i z radością (kard. C. M. Martini). Droga, którą podążają dwaj uczniowie, zaczyna się w Jerozolimie, w jej najwyższym punkcie: gdy wszyscy znajomi Jezusa „stali z daleka” (Łk 23,49), patrząc, jak konał i modlił się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Jezus modlił się także za dwóch uczniów, którzy nie wiedzą, co czynią, opuszczając górę i schodząc w dół, do Emaus, najniżej położonej części Judei. Szli coraz bardziej w dół, coraz bardziej pozbawieni nadziei, światła, radości, w dół własnego smutku i rozczarowania. Schodzili — można by powiedzieć — w dół, aż do granicy pytania o sens życia, aż do granicy rozpaczy. Św. Łukasz doskonale wydobył ich stan ducha. Być może przypomina to nasze doświadczenie życia, chwile, gdy „schodziliśmy w dół”, gdy smutek przeważał nad na-dzieją, apatia i lęk nad sensem życia. Kim są uchodzący z Jerozolimy uczniowie? Łukasz napisał: „dwaj z nich”. A więc — jak wynika z kontekstu wydarzenia opisanego wcześniej — dwaj spośród tych, którzy słyszeli od Magdaleny, Jana, Marii, Jakuba, że Jezus zmartwychwstał. Lecz wtedy ich słowa „wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” (Łk 24,11). Skąd taka reakcja? Kiedy byli na Kalwarii, widzieli z daleka, jakby z zewnątrz, na własne oczy, jak Jezus męczył się i umierał, jak „wyzionął ducha” (Łk 23,46). Nie mogli przebić się przez to, co zewnętrzne, i dostrzec jutrzenkę nadziei, życie pośród koszmarnej ciemności. Ich spojrzenie było czysto ludzkie, takie jak ich serce — nieskore do wierzenia. Tego spojrzenia wiary nie potrafili im także przywrócić inni, którzy byli przy pustym grobie i mieli widzenie aniołów, że On żyje (por. Łk 24,23). Im, uwięzionym w bólu, wydawało się, że tamci „wygadują niestworzone rzeczy”. „Tego samego dnia” — jak podkreśla Łukasz — uczniowie ci opuszczają Jerozolimę; „tego samego dnia”, czyli w stanie bólu i rozgoryczenia. Właśnie dlatego, że byli odurzeni bólem i mieli zamroczone spojrzenie, nie czuli, nie wiedzieli, nie widzieli, że idąc do małej wsi, oddalając się od miejsca, gdzie Jezus nie tylko umarł, ale i zmartwychwstał, idą donikąd. Przez opisany stan przeżyć i zachowanie uczniów natchniony tekst dotyka stanu naszego ducha — tego, co miało lub ma miejsce w naszym życiu: bólu, rozgoryczenia, zwątpienia, mylenia kierunków życia. Warto potem, na modlitwie, wrócić do tego, co wywołuje w nas Łukaszowy opis, starać się zachowywać w sercu słowa, które poruszają nas i konfrontują z naszym życiem. Teraz Łukasz pokazuje nam owych uczniów z bliska. Ujawnia jakby ich ból na twarzach, stan ducha, wspólne cierpienie. Pokazuje ich rozmawiających ze sobą. Nie jest to jednak zwyczajna rozmowa dwóch ludzi, którzy spacerują i sobie gwarzą, idąc do „spokojnej wsi”. Oni „rozmawiali i rozprawiali ze sobą”, żywo dyskutowali. Chodzi więc o ludzi, którzy coś bardzo mocno przeżywają, którzy — jak za chwilę napisze Łukasz — są rozczarowani. Co to znaczy? Czują się zranieni w swych oczekiwaniach, zawiedzeni: „A myśmy się spodziewali...” (w. 21). Kiedy dwóch zranionych mówi o swoich ranach, wtedy ranią się jeszcze bardziej i ból ulega pomnożeniu. Ból rozczarowania więzi ich oczy (zob. w. 16). Ich trudne uczucia mają władzę nad nimi. Widzą tylko ból i nie rozpoznają w przechodniu Jezusa — właśnie Tego, za którym tęsknili, z którym wiązali ogromne nadzieje i po którym się tyle spodziewali. To właśnie o Nim namiętnie dyskutowali. Tymczasem jest On dla nich jak obcy. Doskonale wydobył to Łukasz, pisząc, że kiedy Jezus dołączył do nich i zapytał, o czym rozprawiają, „zatrzymali się smutni” (w. 17), mówiąc do Jezusa: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało” (w. 18). W bólu i w zdenerwowaniu wypowiadają prawdę nie tyle o Jezusie, ile o sobie, choć nie są tego świadomi. Do tej pory byli w stanie wielkiego cierpienia, zagubienia, rozczarowania. Te uczucia jeszcze bardziej ujawniły się w rozmowie z Jezusem. Ale to właśnie On jest centrum Ewangelii. On jest w sercu także tego wydarzenia. Tam, gdzie jest Jezus, dokonuje się przełom. Następuje on właśnie wtedy, gdy do schodzących „w dół” zbliża się Zmartwychwstały. Jego podejście, nacechowane wielką subtelnością, oraz pytania, jakie stawia, ujawniają niezwykłą pedagogię. Jezus zadaje pytanie, o czym rozprawiają, nie dlatego, że nie wie, ale dlatego, aby oni sami opowiedzieli, co się w nich dzieje, aby usłyszeli siebie wobec trzeciej osoby, której na razie nie rozpoznają, aby w ten sposób nabrali dystansu do swoich przeżyć. Najpierw następuje wybuch emocji: są smutni, zdenerwowani, ujawniają swoje rozczarowanie: „A myśmy się spodziewali” (w. 21). Okazuje się, że opowiadają ewangeliczny kerygmat, ale tylko do połowy (kard. C. M. Martini). Ból nie pozwala im pójść dalej. Mówią w szczegółach o śmierci Jezusa i toną w pesymizmie. Nie widzą dalszych wydarzeń i nie widzą życia dla siebie w Jerozolimie. W ich relacji istnieje jedynie negatywne przesłanie. Był to, mimo wszystko, bardzo ważny moment. Jezus podprowadził ich do wypowiedzenia zalegającej w sercu goryczy. Kiedy już się wyżalili, wówczas Jezus zaczyna mówić. Używa mocnego słowa, które dla zasklepionych w lęku i bólu jest jak uderzenie młotem, ale jest także pierwszą iskrą światła wyprowadzającą ich z ciemności. Jezus mówi: „O nierozumni (anoetoi)”, co oznacza także: bezmyślni, twardzi, twardogłowi. Słowo to zwraca uwagę nie na chorobę ich rozumu, ale serca. To ich schorzałe serce jest powodem takiego patrzenia na wydarzenia. Jezus mówi, że jest „nieskore (bradeis) do wierzenia”, czyli powolne, opieszałe. Jezus dobiera trudne, ale żywe słowa, które skutecznie „reanimują” ich serca. Być może już w tym momencie ich serca zaczęły pałać (zob. w. 32). Jezus, chociaż jeszcze tego nie dostrzegają, przez słowo uzdrawia ich serca. Z chwilą gdy zaczyna im wyjaśniać Pisma, ich droga zmienia kierunek. Chociaż fizycznie są w drodze do Emaus, duchowo już zaczynają powracać do Jerozolimy. Owoc słowa ujawni się w swoim czasie. Ale ziarno już znalazło glebę i rozpoczęło „bieg życia”. Tak więc Jezus przywołuje słowa Pisma. Do tej pory ich ludzkie słowa, pochodzące z chorego serca, coraz bardziej ich zamykały. Jezus wprowadza w ich serce słowa Pisma, słowa życia. Zwróćmy jednak uwagę, że słowa Pisma stają się żywe, ponieważ odczytuje je Jezus. Uczniowie mogą przez Jezusa odczytać Pisma. Tylko w ten sposób. To Jezus, Słowo ostateczne, prowadzi do ostatecznego wyjaśnienia Pisma. W Nim każde, nawet najbardziej trudne słowo z czasem staje się zrozumiałe. Bez Jezusa uczniowie nie byli w stanie odczytać Pisma. On stał się ich światłem, dzięki któremu rozumieją to, co przecież już wcześniej czytali. Podobnie jest z naszym odczytywaniem słowa. Łukasz pisze, że Jezus „wykładał im” (w. 27), czyli otwierał zamknięte przed nimi drzwi do objawionej prawdy. Wyjaśniał słowa, które odnosiły się do Niego, a więc odwrócił ich uwagę od nich samych, a skupił na Nim samym. Kiedy Jezus zaczyna wyjaśniać im Pisma, wtedy także zaczyna się wyjaśniać ich życie. Jak długo sami interpretowali słowo przez swoje twarde serce i obciążone spojrzenie, ich życie pozostawało w mrokach niewiedzy, a słowo — tak im się zdawało — zawodziło. Kiedy zaczęli słuchać słowa, tak jak Jezus je słyszy, zaczęło ono interpretować ich życie. Wtedy odsłoniło się znaczenie nawet najbardziej bolesnych wydarzeń. Zaczęli nawet dostrzegać sens cierpienia: „Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć?” (w. 26). Co się dzieje? Zauważmy, że Jezus jest bardzo cierpliwy, nie skraca drogi. Zniża się do ich poziomu. Idzie z nimi w dół. Tłumaczy, wyjaśnia i czeka, aż ich serce będzie zdolne przyjąć słowo. „Ludzie — jak mówi mądrość żydowska — są w stanie usłyszeć tylko to, co są gotowi usłyszeć”. Spotkanie uczniów z Jezusem, Słowem Wcielonym, przypomina, że Bóg mówi do każdego z nas w sposób indywidualny, uwzględnia naszą siłę i przygotowanie (M. Masini). Św. Grzegorz Wielki wyraził tę prawdę w doskonale sformułowanej sentencji: Scriptura crescit cum legente — „Pismo rośnie wraz z czytającym”. Zwraca ona uwagę na doświadczenie, w które wchodzimy za każdym razem, gdy otwieramy Biblię i zaczynamy czytać pierwsze litery i słuchać pierwszego dźwięku, w którym objawia się pokorne słowo Boga. Podczas każdego czytania Biblii dzieje się coś niezwykłego. Wszechpotężne, nieogarnione słowo Boga z dzieckiem rozmawia jak dziecko, z młodzieńcem jak młodzieniec, z dorosłym jak dorosły. „W Piśmie świętym objawia się — jak czytamy w konstytucji Dei Verbum — bez żadnego jednak uszczerbku dla prawdy i świętości Boga, przedziwne «zniżanie się» wiecznej Mądrości, «abyśmy dowiedzieli się o niewysłowionej łaskawości Boga oraz o tym, jak bardzo w swej trosce i staraniu dostosował do nas sposób przemawiania»” (13). Oratio: serce rozmodlone przez słowo Wróćmy do uczniów. Są jak nieporadne dzieci, jakby w stanie napięcia. Jeszcze nie rozpoznali Jezusa, ale czują, że Jego słowa ich dotykają. Chcą trwać przy słowach, których owoców jeszcze nie widzą. Łukasz daje nam niezwykłą lekcję, której ikoną w jego Ewangelii pozostaje Maryja: zachowywała i rozważała słowa, których zrozumienia nie miała. Uczniowie proszą Jezusa: „Zostań (meinon) z nami!” (w. 29). Wszedł więc i został z nimi pod jednym dachem, czyli w zażyłej więzi, w blis-kości. Trwają w słowie. Przebywają razem. Miejsce, gdzie przebywają, ich życie, staje się domem Słowa. To trwanie „serca przy sercu” owocuje nowym wydarzeniem, którego sami nie mogli przewidzieć. Prowadzi ich do kolejnego przełomu. Contemplatio: serce, które pała Obecność Jezusa przełamuje stan ducha uczniów, ich spojrzenie i cierpienie. „Odmówił błogosławieństwo, połamał go [chleb] i dawał im” (w. 30). Jezus od słów przechodzi do znaków. Co oznacza Jego gest? Przełamanie chleba to znak życia. Ten znak dotyczy uczniów, tego, co tu i teraz w nich się dzieje. Obecność Jezusa pokonuje w nich śmierć. Wtedy „otworzyły się im oczy i poznali Go” (w. 31). Odczytali swoje życie jako historię zbawienia. Tam, gdzie odczuwali największą beznadzieję, rodziło się nowe życie. Zaczęli widzieć życie z perspektywy Jezusa. I kiedy Go poznali, „On zniknął im z oczu” (w. 31). Ich serce zostało przemienione. Otrzymali nowe spojrzenie. Poczuli w sobie życie, które nosili w zalążku. „I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas...?»” (w. 32). Nie ma nic piękniejszego, niż doświadczać obecności Boga pośród codzienności i modlić się nią. Człowiek kontemplacji potrafi rozpoznać obecność Boga w najprostszych znakach codzienności i kroczyć z Nim w jednym kierunku, nawet wtedy, gdy wydaje się, że On znika sprzed oczu... Contemplatio jest więc doświadczeniem, które dokonuje się w codzienności. Nie jest ucieczką od tego czasu, ale wręcz przeciwnie — odnalezieniem jego centrum. Ten, kto dzięki słowu odnajduje Jezusa jako centrum życia, odnajduje także sens codzienności. Jezus znika, to znaczy pozostawia uczniom pełną wolność w kierowaniu swoim życiem. Pozostaje nadal obecny — jak wtedy, gdy wyruszyli w drogę do Emaus, gdy kłócili się, gdy zatrzymali się smutni. Uzdrawia serca i pozwala, aby biły rytmem ich życia i wiary. Niczego nie narzuca, nie wymusza. Pozostaje jakby w cieniu — nawet wówczas, gdy idziemy w odwrotnym kierunku, gdy żyjemy pełni bólu — lecz zawsze obecny: w słowie, Eucharystii, w wielu przechodniach, w znakach pros-tych jak chleb. Zawsze pragnie jednego: zmartwychwstać. Taka jest też konkluzja Łukasza. Napisał: „W tej samej godzinie, zabrali się i wrócili do Jerozolimy”. Używa określenia anastantes — „powstawszy”, a więc tego samego, które zostało użyte w relacji o zmartwychwstaniu Jezusa. Oni nie tylko powstali od stołu. W sensie duchowym: oni powstali z martwych! (I. Gargano). Takie powstanie nie mogło się dokonać o ludzkich siłach. Krzysztof Wons SDS (ur. 1959), rekolekcjonista, kierownik duchowy, teolog duchowości, dyrektor Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, redaktor naczelny „Zeszytów Formacji Duchowej”. Ostatnio opublikował w cyklu lectio divina książki Uwierzyć Jezusowi. Rekolekcje ze św. Markiem i Powierzyć się Jezusowi. Rekolekcje ze św. Mateuszem. opr. aw/aw
Poniżej prezentujemy pełny tekst tej popularnej kolędy: Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem. Wesoła nowina:Że Panna Czysta, że Panna Czysta. Porodziła syna! Chrystus się rodzi, nas
Pogrzeb Prymasa odbywał się w niedzielę, 31 maja 1981 roku. Przed ołtarzem stała trumna z ciałem Prymasa. Na Placu Zwycięstwa było aż gęsto od ludzi, chyba przyszło ich więcej niż imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – usłyszałem słowa wypowiedziane z wyraźnym, obcym akcentem. Mszę pogrzebową odprawiał kardynał Agostino Casaroli. Przyjechał z Rzymu jako osobisty wysłannik Papieża.„Bohater Kościoła naszych czasów”Ze czcią i wzruszeniem chylimy głowy przed trumną człowieka i biskupa, którego współcześni, jakby uprzedzając sąd potomnych, zaliczyli już między wielkich w dziejach Kościoła i jego Ojczyzny. Opatrzność zdawała się sposobić go do wielkich zadań, jakie wyznaczały mu losy Polski, Europy i świata. Jego inteligencja, szlachetność serca, męstwo ducha, hartowane przez długie lata w surowej szkole duchowej i moralnej karności uczyniły z niego bohatera, który nie będzie zapomniany w tragicznych i heroicznych godzinach ojczystego kraju, bohatera Kościoła naszych czasów. Poprzez wybór pierwszego Papieża Polaka, pierwszego Papieża Słowianina, Bóg dał mu przeżyć jakby ukoronowanie tysiącletniej wierności swojego narodu Chrystusowi. Zanim zgasło światło jego oczu, Bóg dał mu jeszcze tę radość, że po strasznym zamachu, który przeraził świat widział papieża ocalonego dla miłości i nadziei niezliczonych milionów ludzi. Jego miłość Kościoła i ojczyzny nie stroniła od walki, gdy mu ją nakazywało jego własne sumienie. Wszelako łączyło się to w nim z umiarem i roztropnością nacechowanymi odpowiedzialnością, a więc zaletami, które są oznaką miłości. Był on człowiekiem niezłomnej nadziei, nadziei, która czerpała ożywcze siły z ufności pokładanej w cnotach własnego narodu, a nade wszystko z wiary w Boga i z synowskiej miłości do Matki Chrystusa, która była mocą i słodyczą jego życia, życia tak bardzo wypełnionego czynem i tak często doświadczanego. Módlmy się dzisiaj za niego, módlmy się z nim, módlmy się o urzeczywistnienie dwóch wielkich ideałów, które przyświecały mu w życiu i które są wciąż żywe: Kościoła i Polski. Tego Kościoła, który bez niego poczuł się uboższy na ziemi tej Polski, która przez swoje łzy, swoje nadzieje, swoje dążenia odwzajemnia mu dzisiaj tę miłość, jakiej doznawała od POLECAZdziwiłem się trochę, że włoski kardynał tak dobrze radzi sobie z niełatwą polską mową. Wiadomość o śmierci Prymasa podano w czwartek. Zmarł nad ranem, 28 maja. Wypadało akurat kościelne święto Wniebowstąpienia upamiętniające dzień, gdy Jezus po zmartwychwstaniu wstąpił do nieba na oczach apostołów. Przyspieszony kurs wiedzyW krótkim czasie odbyłem przyspieszony kurs wiedzy o zmarłym. Na szczęście w tych okolicznościach dziennikarze – choć oficjalnie wciąż poddani cenzurze – rozkoszowali się nieznaną w historii PRL wolnością wypowiedzi. Z mediów i innych źródeł dowiedziałem się, że po wyjściu z więzienia kardynał Wyszyński zainicjował tak zwaną Wielką Nowennę przygotowującą do tysiąclecia chrztu Polski. Do tej pory tysiąclecie państwowości kojarzyło mi się raczej ze szkołą podstawową, do której chodziłem. Została ona wybudowana w ramach państwowej akcji „Tysiąc szkół na tysiąclecie”, ale oczywiście o chrzcie Polski nikt się na lekcjach historii nawet się nie obchodów milenijnych nie pamiętałem, miałem wtedy zaledwie kilka lat, tylko od dziadka słyszałem, że coś takiego było i że Prymas to wielka postać. Nic więcej. W parafii księża ogłosili, że trumna z ciałem kardynała Wyszyńskiego zostanie przeniesiona do kościoła na Krakowskim Przedmieściu. Nie bardzo wiedziałem dlaczego akurat tam, a nie do katedry, ale poszedłem. (Dopiero lata potem dowiedziałem się, że w kościele seminaryjnym Prymas odbywał w 1949 roku swój ingres – czyli objęcie urzędu arcybiskupa warszawskiego).Przeczytaj również „Da Bóg, a przyjdzie dzień nieustający”. Wiersz Adama Asnyka w przejmującym wykonaniu Sanah Żywa pamięć, patriotyzm i jedność. Warszawiacy wspólne śpiewają dla Powstańców [ZAPIS KONCERTU] Jest program pielgrzymki papieża do Kazachstanu. Jak będzie przebiegać? Adam Stachowiak chce przyjąć chrzest święty i wziąć ślub kościelny. „Jezus czekał na mnie przez tyle lat” 78. rocznica Powstania Warszawskiego. Plan wydarzeń w Warszawie „To Bohater, który walczył kiedy wybuchła wojna w Warszawie”. Poruszająca rozmowa aktorki z 4-letnim synem Górale dotarli na Jasną Górę. Kolorowa, w tradycyjnych strojach, najbardziej rozśpiewana grupa już u Matki Bożej! Papież we wrześniu odwiedzi Kazachstan „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, za każdy kamień twój, stolico damy krew” Cudowny krucyfiks Baryczków. Wyniesiono go z płonącej katedry w czasie Powstania Warszawskiego “Bóg cieszy się radością człowieka”. Kornel Makuszyński, pisarz walczący o uśmiech dziecka Ksiądz został postrzelony w Meksyku. „Modlimy się o nawrócenie przestępców” Walka o życie Archiego. Sąd odrzucił odwołanie, rodzice kierują sprawę do ONZ Franciszek pobłogosławił niepełnosprawne niemowlę. Poruszające nagranie Ruszyły zgłoszenia na tegoroczny Hosanna Festiwal Ogromna kolejka ludzi chcących oddać hołd PrymasowiPadało. Zobaczyłem ogromną, ciągnącą się w kierunku placu Zamkowego kolejkę ludzi. Byli gotowi stać kilka godzin, a może i całą noc, aby oddać hołd Prymasowi. W następnych dniach kolejka wcale nie malała, wręcz przeciwnie – była coraz dłuższa. Aż wreszcie przyszło niedzielne popołudnie, 31 TVPolandAntena/YouTubePo liturgii słowa do pulpitu podszedł następca Karola Wojtyły w Krakowie, kardynał Franciszek Macharski: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Głosu mojego, więcej, mojego serca użyczam teraz Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II na to, aby mogła rozebrzmieć tutaj papieska homilia na pogrzebie Prymasa Polski. Przyjmijcie homilię Ojca Świętego.„Bóg zdecydował inaczej”A więc papież, który leżał po zamachu w szpitalu, sam napisał tekst na pogrzeb Prymasa. Ciekawe, czy przyjechałby z Watykanu, gdyby nie to, że został ciężko ranny?Drodzy Bracia i Siostry,Do całego tak drogiego mi Kościoła na polskiej ziemi, do jego pasterzy i wiernych, do wszystkich, których śmierć Prymasa Polski Stefana kardynała Wyszyńskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego i warszawskiego napełniła bólem i smutkiem. Do was, którzy teraz w godzinę jego pogrzebu w nieujarzmionym mieście otaczacie tę trumnę miłością i modlitwą, którzy zgromadziliście się, aby jego niezłomnego ducha silnego Bogiem oddać niebieskiemu Ojcu, a umęczone ciało złożyć w przesiąkniętej krwią polskiej, warszawskiej ziemi, aby w czasie przyjścia Chrystusa przyodziało się w niezniszczalność i nieśmiertelność. Do was wszystkich pragnę skierować to krótkie bodaj słowo. Piszę je z najgłębszej potrzeby serca i wiary. Nie mogę złożyć tego świadectwa tak, jakbym chciał. Ufam, że Bóg przywróci mi siły i da stosowną okazję, abym to mógł uczynić tak, jak czuję. Pragnę, abyście wiedzieli, że w tej godzinie żałoby, w godzinie smutku i bólu, a także większej jeszcze nadziei i ufności, pragnąłbym być z wami i osobiście oddać księdzu Prymasowi ostatnią posługę. Bóg zdecydował inaczej. Niech będzie błogosławione Jego imię. Łączę się z wami w cierpieniu i modlitwie, w przyjęciu woli Boga i w pochodzi z książki „Ojciec wolnych ludzi” Pawła Zuchniewicza Paweł ZuchniewiczDziennikarz, pisarz, autor powieści biograficznych o św. Janie Pawle II, Prymasie Wyszyńskim (Ojciec wolnych ludzi) i innych świadkach wiary. Wicedyrektor ds. wychowawczych w szkole "Żagle" Stowarzyszenia STERNIK. Zobacz inne artykuły tego autora Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!Najciekawsze artykułyco tydzień w Twojej skrzynce mailowejRaz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7
Tekst piosenki i chwyty na gitarę. Jest jedno ciało D. Jest jeden Pan G D. Jednoczy nas w Duchu D. Byśmy razem szli G D ( D7) Usta głoszą chwałę Mu G A. w ręku słowa Jego miecz D h. w moc odziani tak idziemy G. zdobywamy ziemię tę.
S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Nie lękajcie się ref.: Nie lękajcie się, nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi Nie lękajcie się, nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi 1. Twoja droga, Panie mój, wzywa i zaprasza Choć za oknem ciemno jest, słyszę Twe wołanie Więc wychodzę z domu i spotykam braci S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Słuchaj Izraelu ref.: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem, Pan jest naszym Bogiem, Panem jedynym. Miłość cierpliwa jest, miłość jest łaskawa, Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, Nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, Nie szuka swego, nie unosi się gniewem. Bo tak powiedział ci Pan, bo tak powiedział ci Pan, S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Tak,tak Panie ref.: Tak, tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham! Tak, tak, Panie, przecież Ty to wiesz! 1. Zapytał Pan o świcie nad jeziorem rybaków, którzy zarzucali sieci: „Z jakim połowem wracacie do domu po pracy na łodzi tej nocy?” S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Nasze oczekiwanie 1. Szukam Ciebie o świcie, Synu Ojca Wiecznego. Szukam Twego oblicza, twarzy brata. Chcę usłyszeć Twe słowa, iść za Tobą po wodzie. Przyjdź o Panie i prowadź do miłości. Ref. Nasze oczekiwanie na Ciebie Panie nie ustanie. Usłysz nasze wołanie. Idziemy Tobie na spotkanie. Nasze oczekiwanie na Ciebie Panie nie ustanie. 2014, Siewcy Lednicy S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Ojciec Ojcze! Prowadź mnie, prowadź mnie, wola Twa niech dzieje się! 1. Prowadź mnie tam, gdzie mój dom, z Tobą chcę zamieszkać w nim. Siłę daj na każdy trudny krok, S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Błogosławcie Pana Błogosławcie Pana wszystkie ludy ziemi, Chwalcie Go i wysławiajcie na wieki! Chcę błogosławić Pana w każdym czasie, na ustach moich zawsze Jego chwała. Dusza moja będzie się chlubiła w Panu, niech słyszą pokorni i niech się weselą! Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał i uwolnił od wszelkiej trwogi. S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Tańcem chwalmy Go Duchu Święty, wlej w nas radość, byśmy Boga chwalili, byśmy grali i śpiewali, jak król Dawid tańczyli. Wlej mądrość, by nas nie zwiodła światowa pokusa, byśmy mogli mężnie kroczyć śladami Chrystusa. Tańcem chwalmy Go! Tańcem chwalmy Go! Synu, dzięki za Twój wielki wobec Ojca szacunek, żeś na krzyżu Swoje życie oddał za nasz ratunek. S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Przemień nas Panie Przemień nas, Panie, uczyń cud jak dawniej w Kanie, Przemień nas, Panie, woda niech się winem stanie. Przed Tobą, Panie, wszelkie me pragnienie, napój mnie Sobą, tak jak kiedyś w niebie. Daj nam, Panie, siebie, daj nam Twego wina, prowadź przez życie mocą Twego Syna. Woda to stare przymierze, wino to nowy testament, woda przydaje się wierze, wino to wiary fundament. Świnki S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Otwórzcie bramy 1. Pańska jest ziemia, i co jest na ziemi, Jej długi okrąg z mieszkańcami swymi; On ją na morzach utrzymuje stale, I miękkie wody chciał dać za grunt skale. Ref.: Otwórzcie bramy, co nietknione stały Bramy wieczyste! Bo idzie Król chwały. Któż ten Król chwały? I Kto jest ten mężny? S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Córka Króla Ref. Pełna chwały, pełna wdzięku Córko Króla w Jego progi wejdź 1. Córki królewskie prowadzą ją do Króla odzianą w majestat i piękno Wiodą w radości i uniesieniu przez bramy niebieskiej chwały S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Chcemy spożyc Pismo Święte Każdy z nas musi oddychać, aby żyć, chleb powszedni spożywać, wodę pić, lecz nie samym chlebem człowiek żyje, mówi Pan, Pismo Święte jako pokarm Pan Bóg zesłał nam. Chcemy spożyć Pismo Święte, Chcemy spożyć słowo Twoje, Niechaj ono nam pomoże Znosić ciężkie życia znoje. S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Powstań przyjaciółko ma Powstań przyjaciółko ma, piękna, i pójdź! Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł na ziemi widać już kwiaty nadszedł czas przycinanie winnic Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winnic krzewy kwitnące już pachną S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Prośba o ducha Niech zstąpi Duch Twój Święty i odmieni nas, Nowego życia łaskę da na nowy czas! Dotknij Panie moich oczu abym światło widział znów, Moje usta otwórz bym Twe słowo głosić mógł. Ref. Chcemy patrzeć, chcemy słuchać, Ześlij Panie swego Ducha! 2015 S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Miłosierdzie Smutek męczy moją duszę, smutek męczy moją duszę, hej! - ją wyleczyć z tego muszę, hej! - ją wyleczyć z tego muszę. Idę przeto do kościoła, idę przeto do kościoła, hej! - by przed Tobą chylić czoła, S, Siewcy Lednicy Siewcy Lednicy - Tango Francesco Ref: Tango dla Pana naszego grajmy. Tango dla niego na głos śpiewajmy. Pokój zanieśmy na cały świat. Niech bratem znów będzie brat. Niech miłość Twa ogarnia nas. 1. Gdzie krzywda jest, tam siejmy przebaczenie, a wiarę tam, gdzie ciągle trwa zwątpienie. Siewcy Lednicy
. 555 177 386 347 714 271 30 176
słowa jego są słodyczą tekst